Znaki od ludzi i Nieba przyjmuję ze spokojem - mówi Lidia Jazgar
O płycie "Oczekiwanie 1992" z Lidią Jazgar rozmawia Teresa Drozda:
- Długie czekanie na kompaktową reedycję "Oczekiwania" zostało uwieńczone sukcesem.
- To oczekiwanie spełniło się i powoli zaczynam odczuwać ulgę. Gdyby ktoś mi powiedział jakiś czas temu, że odważę się wydać materiał zgromadzony na pierwszej kasecie Galicji, to nie wiem czy bym uwierzyła. Niejeden wykonawca schował swoje „początki” muzyczne głęboko w szufladzie, albo wręcz je unicestwił (śmiech). Mieliśmy z Ryszardem (Brączkiem) różne pomysły przez te 18 lat... Jednak czasem jest tak, że coś się dzieje po prostu.
Bezpośrednim powodem, jak napisałam we wstępie do tej płyty, był Pan Marek (którego poszukuję ponieważ jego mail, na który pisałam jest już nieaktualny). Mogę chyba ujawnić całemu światu, że nasza kaseta była jedną z ulubionych Pana Marka i jego żony. Niestety, dawno temu pożyczyli ją komuś i... przepadła. Wtedy Pan Marek zaczął zwracać się do mnie mailowo z "prośbą i groĽbą". Okazało się, że żyć bez tej kasety nie mogą, wiec są w stanie nawet po nią do mnie przyjechać. Cóż było robić... Miałam gdzieś jedną, zawieruszoną, ale na szczęście materiał znajdował się także na tzw. taśmie DAT, którą miałam głęboko w szufladzie schowaną. Wtedy pomyślałam... dlaczego nie?!
Płyta "Oczekiwanie 1992" to rzeczywiście cały rok mojej intensywnej pracy, ponieważ pojawiły się niespodziewane trudności. Np. poszukiwanie spadkobierców poetów. Galicja zaczynała od wierszy Poświatowskiej, Mandelsztama, Wierzyńskiego, Norwida, Leśmiana. Nie ma problemu jeśli chodzi o prawa autorskie do tekstów Norwida czy Mandelsztama, bo są starsze, natomiast spadkobierców innych autorów musiałam odnaleĽć, żeby wyrazili zgodę na wydanie tych utworów na płycie... Okazało się to może nie tak trudne, ale jednak żmudne. Poszukiwania trwały długo i jest to chyba temat na zupełnie inną rozmowę. Cieszę się, że jednak udało się z pomocą pewnej Magdaleny (jeszcze raz Ci dziękuję!), która zajęła się pisaniem listów i maili. Także za ocean!
Płyta już jest (Bogu dzięki) i postanowiłam się nie zastanawiać. Skoro jest, tzn. że miała być. Dostaję dużo głosów od innych "Panów Marków z żonami", Panów Pawłów, że się cieszą. I mówią, że to niesamowite, usłyszeć znajome dĽwięki sprzed lat. Również nowe pokolenie, ku mojemu zaskoczeniu, zareagowało pozytywnie na tę płytę. Podarowałam ją mojej siostrze, która jest szczęśliwą mamą rocznego Michałka. Zostały podmienione kołysanki Grzesia Turnaua i Magdy Umer i... teraz zasypia przy "Oczekiwaniu"! Bratankom: Mieszkowi (lat 6.) i Antosiowi (rok 1.), także się podoba (śmiech).
- Nie wiem, czy to dobra recenzja, że dzieci usypiają przy "Oczekiwaniu"...
- Dobra (śmiech). Te nagrania są bardzo kameralne: gitara, fortepian, skrzypce, wiolonczela i wokal. Zawsze chciałam, żeby słuchając Galicji można było odpocząć... Nie mam też nic przeciwko zasypianiu przy tej muzyce. Można spróbować "na sobie" (śmiech). W końcu ciągle jesteśmy niedospani. No, i jak zauważył wspomniany wyżej Pan Marek, dobrze też słucha się w samochodzie, jadąc nocą przez las... Czyli wielofunkcyjność (śmiech). Warto było.
- Z całą pewnością warto. Odważne jest niewątpliwie to, że nic nie robiliście z tym materiałem, i że jest to dokładnie to samo, co ukazało się 18 lat temu w takim kształcie, w takim brzmieniu: tak brzmiała gitara Rysia Brączka, tak brzmiał głos Lidii Jazgar. To istotne, bo takie płyty dzisiaj ukazują się jako dodatek do głównej płyty wykonawcy, jako prezent dla fanów. A Ty pokazałaś, że to jest osobna, autonomiczna i ważna dla Galicji płyta.
- Tak. Ważna dla mnie, Ryszarda i dla naszych Przyjaciół, którzy Galicję wtedy z nami współtworzyli, a teraz rozrzuceni są po świecie. Tak wtedy graliśmy, tacy byliśmy. Potem przeszliśmy długą drogę, przez duże koncerty np. Galicyjskie Wieczory z Piosenką w krakowskiej Rotundzie, gdzie salę wypełniało każdorazowo nawet 500 osób, a ja "stawałam na rzęsach" organizacyjnie, żeby wszystkich uszczęśliwić. Teraz znów wolę te bardziej kameralne spotkania z ludĽmi. Wystarczającym powodem do działania, jest dla mnie prośba jednej osoby. To niesamowite, że kawałek mojego życia, jest też wpisany w czyjś życiorys.
No i jeszcze koncerty szczególne: na przykład w hospicjum. Albo w przedszkolu, gdzie dzieci śpiewają od początku do końca nie najłatwiejsze tekstowo piosenki z naszej płyty "Wiał wiatr". Niesamowite. Na koniec, siostra urszulanka nieśmiało pyta, czy mogę zaśpiewać jej ulubioną piosenkę: "Jak wiatr" z płyty "Czasem". W życiu bym nie wymyśliła, że śpiewając: "wkładała szarą suknię", śpiewam też o szarym habicie siostry urszulanki. Takie sytuacje otwierają oczy, tworzą nowe konteksty. Czyż nie warto żyć dla takich momentów? Dlatego dużo spokojniej staram się przyjmować to, co mnie na co dzień zaskakuje i zachwyca, znaki od ludzi i Nieba. Za tym podążam.
Uprzedzając pytanie: "Co następnego?", mamy już pomysł na kolejną płytę, ponieważ według moich obliczeń, w przyszłym roku powinniśmy świętować jubileusz 25-lecia Galicji. Wydaje się to niemożliwe, ale ze spokojem to przyjmuję. Poza tym, uważam, że wszystko ma swój czas. Warto czekać. Oczekiwanie jest jednym z moich ulubionych stanów... Jak tylko "dojdę do siebie" po tym wysiłku wydawniczym, zabiorę się za jubileusz. No, w każdym razie spróbuję znaleĽć czas, bo Galicja to tylko część mojego życia zawodowego.
- To na razie o planach galicyjskich nie będziemy rozmawiać, porozmawiamy o tej płycie. Co pamiętasz z pierwszej poważnej sesji nagraniowej Galicji?
- Pamiętam Pana Stefana. To On zdecydował się wydać naszą pierwszą kasetę i za to bardzo mu dziękuję. Byliśmy bardzo przejęci i pamiętam, że zgodnie z zasadą, że zawsze gdy cokolwiek nagrywałam, miałam chore gardło, wtedy też miałam zapalenie krtani. Pamiętam długie wieczory i noce z Arturem Okularczykiem - już nie żyjącym realizatorem dĽwięku. Siedzieliśmy w studio, w baraku w centrum nowohuckiego osiedla i były to niezapomniane chwile. Artur ciągle odbierał telefony, ponieważ co chwila ktoś ważny do niego dzwonił, a my musieliśmy czekać (śmiech). Oczywiście robiliśmy co mogliśmy i wtedy byliśmy z tego w miarę zadowoleni. Natomiast każdy kolejny rok i każde odsłuchanie przypominało o tym, co wymagało "udoskonalenia" (śmiech). Wspominam to z rozrzewnieniem i kiedy próbowałam posłuchać materiału obiektywnie, zanim podjęłam decyzję ostateczną o jego wydaniu, stwierdziłam, że jest w nim "duch", którego warto uchwycić. Oczywiście pojawiła się pokusa, aby może dograć perkusję lub bas... ale postanowiliśmy jednak niczego nie ruszać.
Wspominam Kolegów, którzy grali wtedy z nami: Ela Oleksa - na wiolonczeli (od wielu lat mieszka w Belgii), Monika Cieplińska - na fortepianie (dokładnie po nagraniu kasety okazało się, że będzie mamą i jej synowie bliĽniacy mają dziś właśnie po 18 lat!), Paweł Romek – szalony skrzypek (mieszka w Rzeszowie i jest realizatorem dĽwięku). Paweł w międzyczasie grał w pierwszym zespole hip-hopowym w Polsce i teraz piszą o nim książki (śmiech). W koncercie promującym płytę, który się nie odbył (11 kwietnia) z wiadomych powodów, mieliśmy znów wziąć udział prawie wszyscy. Co prawda Ela nie przyjechała z Belgii, ale Paweł był w Krakowie i wziął udział w próbie, a Monika była na spotkaniu połączonym z podpisywaniem płyt. Skład Galicji zmieniał się na przestrzeni lat, a my z Ryśkiem trwamy i jest to kawał naszego życia.
Róża, która znajdowała się wtedy na okładce kasety, na płycie pięknie uwspółcześniona dzięki Dorotce Pietrzyk, kojarzy nam się z Piotrem Skrzyneckiem i jego pomnikiem przed kawiarnią "Vis-à-vis"... Pan Piotr prowadził nasze Piwniczne koncerty. Płytę otwiera Jego zapowiedĽ.
Pełna nazwa płyty brzmi "Oczekiwanie 1992". To był bardzo ważny dla nas rok. Zdobyliśmy nagrody na Studenckim Festiwalu Piosenki, trafiliśmy do Piwnicy Pod Baranami, wydaliśmy pierwszą kasetę... Z perspektywy lat widzę, że to był wyjątkowy czas.
- Tak jak powiedziałaś na płycie mamy teksty Leśmiana, Mandelsztama, Poświatowskiej, Wierzyńskiego, Norwida – jest to przekrój bardzo intrygujący. Z czego wybieraliście swoje piosenki w 1992 roku?
- Gdy trafiłam do kabaretu Galicja, w zastępstwie koleżanki, nie miałam zbyt wiele do powiedzenia (śmiech). Kabaret miał charakter słowno-muzyczny. Koledzy zajmowali się warstwą słowną, a Ryszard miał gitarę i wymyślał piosenki korzystając z tekstów klasyków. Gdy przyszłam, byłam oczywiście nieśmiała i stremowana, a te piosenki zostały mi zaproponowane. Przy czym, wcześniej nikt ich nie śpiewał. Pierwszym naszym "przebojem" była piosenka "Dookoła mgła" do tekstu Edwarda Stachury. Wtedy śmierć słynnego Steda to była bardzo świeża sprawa. Rysiek wymyślił tę piosenkę pewnie jeszcze za życia poety. Wykonywaliśmy ją najpierw w klubie Fama w Nowej Hucie, gdzie kabaret został założony, potem Pod Jaszczurami, w Arce. Te kluby wysyłały nas jako swoich reprezentantów na różne festiwale. Byliśmy na Famie, byliśmy w Hybrydach i wszędzie tego Stachurę śpiewałam, a wszyscy się zachwycali... "Dookoła mgła" to był wówczas nasz znak rozpoznawczy (śmiech).
- Mówisz o bardzo ważnym utworze, o który chciałam zapytać. To nagranie należy do bonusów na płycie i nie ukazało się wcześniej na kasecie "Oczekiwanie". Jest to rzeczywiście najstarsze istniejące nagranie Galicji z Radia Kraków. Tego dnia, kiedy zostało nagrane, zostało również wyemitowane na antenie.
- Galicja przestała istnieć jako kabaret w 1986 roku. Przy herbacie, stwierdziliśmy z Ryszardem, że nie możemy tak po prostu zostawić naszych piosenek. Decyzja zapadła. Właśnie ten rok uznałam więc za rok założenia zespołu. Tzn. najpierw byliśmy duetem. Ale szybko skład się powiększał. A piosenka do tekstu Stachury to rzeczywiście było nasze pierwsze profesjonalne nagranie. Ja znowu miałam chore gardło, a czasu nie było dużo, więc po prostu: weszliśmy, zagraliśmy, zostało w archiwach Radia Kraków, a teraz użyczono nam je na płytę. To była nagrodą jaką zdobyliśmy z Ryśkiem w konkursie poezji śpiewanej w Pałacu Pod Baranami. Nagraliśmy piosenkę rano, a Antoni Krupa wyemitował ją poprzez Radio Kraków, na antenie ogólnopolskiej, wieczorem, w programie na żywo "śpiewajmy Poezję". Pamiętam, że wtedy też prezentował się w eterze Czerwony Tulipan. Dla nas było to coś niesamowitego. Nie wstydzę się swoich początków, nawet jeśli było to niedoskonałe technicznie. Niektóre z dawnych piosenek są z nami do dziś i gramy je na koncertach na życzenie publiczności. Zaczęliśmy od klasyków poezji, a więcej tekstów autorskich zaczęło pojawiać się, gdy Ryszard nie musiał już biegać do instytucji zwanej "cenzurą". Ale do dziś korzystamy z innych tekstów. Kiedy np. trafiam na taki, który jest odbiciem tego, co mam w środku.
- Jak było z zaproszeniem do Piwnicy pod Baranami?
- Płytę otwiera zapowiedĽ Piotra Skrzyneckiego. Przepraszam za jej jakość, ale jest to zapowiedĽ odnaleziona cudem. Kolega Ryszarda "pod krzesłem" nieśmiało nagrał jeden z koncertów na taśmę wideo. Dużo nas kosztowało, aby wydobyć to nagranie z niebytu. Okazało się też, że przez cały czas, gdy byliśmy związani z Piwnicą nie mamy żadnego porządnego zdjęcia z Piotrem Skrzyneckim. Łatwiej było obcej osobie wejść i poprosić o zdjęcie. My nie mieliśmy czasu. Byliśmy zaszczyceni i było dla nas naturalne, że Piotr zawsze jest blisko. Mam w swoich zbiorach domowych liścik przez Niego napisany, z przeprosinami, że tym razem nie uda mu się zdążyć, aby nas zapowiedzieć... Zastąpił Go Leszek Wojtowicz. Zanim doszło do naszego pojawienia się w Piwnicy, nie śmiałam o tym nawet marzyć. Pamiętam, że kiedy zaczarowana słuchałam koncertów Ewy Demarczyk, do głowy by mi nawet nie przyszło, że będę związana z Piwnicą. Nie przyszło by mi też do głowy, że współpracować będę z Andrzejem Zaryckim – kompozytorem legendą, który dla Ewy Demarczyk pisał. A teraz, "Zaczarowane" koncerty wspólnie z Panem Andrzejem i Anią Dymną organizujemy w Radio Kraków, ale to temat na zupełnie inną rozmowę... Tak więc nawet nie mogę powiedzieć, że moje marzenia się spełniły, bo "aż takich" nie miałam (śmiech).
Choć przecież chyba nie można być urodzoną Krakowianką, kochać poezję i nie trafić do Tego Miejsca... Rzeczywiście namawiałam Ryszarda, żeby na wszelki wypadek, gitarę miał zawsze przy sobie (śmiech). Jesienią 1991, w pewien wtorek, przechadzaliśmy się po Rynku i odważyliśmy się podejść do Pana Piotra. Tak to się zaczęło. Powiedziałam: Panie Piotrze, mamy taką piosenkę, może by Pan posłuchał..? Od razu zaprowadził nas do Piwnicy, posłuchał "Oczekiwania" i... zaprosił w najbliższą sobotę do Kabaretu. To było coś! W sobotę przyszliśmy i zostaliśmy na ładnych parę lat. Po pogrzebie Piotra zaczęliśmy robić swoje, zaczęły się Galicyjskie Wieczory... Chyba jest to też naturalna kolej rzeczy, że każdy zaczyna iść własną drogą.
- Czy byliście częścią kabaretu Piwnica pod Baranami, czy były to raczej autonomiczne koncerty Galicji w Piwnicy?
- Byliśmy gośćmi Piwnicy pod Baranami, gośćmi kabaretu, ale mieliśmy także swoje "osobne" koncerty, przez Pana Piotra prowadzone. Był taki zwyczaj, że zanim rozpoczął się właściwy, sobotni program, w którym występowały "Legendy", zawsze występował ktoś, kogo zapraszano. Galicję zapowiadał Pan Piotr, który jak świadczy zapowiedĽ z płyty, przedstawiał nas jako swoich wychowanków.
Na pierwszy nasz samodzielny występ, uszyłam specjalną suknię. Pracowałam nad nią długo. Wiedziałam, że musi być czarna i skromna, ale na rękawach i na dole pozwoliłam sobie na falbanki wykończone czarnym, ale lekko świecącym szlaczkiem... Jadąc z nią do Piwnicy zastanawiałam się przez całą drogę, czy ta ozdoba powinna być, czy też nie. Skończyła się próba, więc odetchnęłam i wtedy Piotr do mnie podszedł i powiedział: Oderwij to. Nie potrzebujesz. Pamiętam też, że przez lata Piotr mówił do mnie: Stój i nic nie mów, tylko śpiewaj. Długo Go słuchałam, ale lubię mówić (śmiech) i z "mówienia" żyję - na co dzień bywam konferansjerem wielu wydarzeń. Myślę, że On to rozumie.
- Piwnica była legendą, marzeniem nie łatwo osiągalnym, a jednak spełnionym, a dzisiaj?
- To jest oczywiście miejsce legendarne. Ostatnio mieliśmy tam kilka koncertów tzw. "zamkniętych" dla firm. Przybyli ludzie z całej Polski i widziałam jak bardzo ulegają Duchowi tego miejsca. To w końcu kawałek historii. Nie tylko kabaretowej. Myślę, że Piotr Skrzynecki czuwa nad tym miejscem, ponieważ on je wymyślił i nim zawiadywał. Kabarety odbywają się w nieco zmienionym składzie, ale zespół trwa. Dla Galicji i dla mnie to był bardzo ważny etap naszej historii. Z dwoma nieodłącznymi atrybutami: Dzwonkiem i Różą w tle...
- Koncert promujący "Oczekiwanie 1992", który miał odbyć się w Piwnicy Pod Baranami 11 kwietnia 2010 roku i z oczywistych powodów się nie odbył, miał po pierwsze, jak powiedziałaś, zebrać prawie całą dawną Galicję, po drugie, jego gościem miał być Leszek Wójtowicz, który był świadkiem Waszego pierwszego przesłuchania?
- Tak, Leszek od razu przyjął zaproszenie. Cieszyłam się tym bardziej że i dla Niego ten rok jest rokiem wyjątkowym – jubileuszowym – 30-lecia pracy twórczej. Ogromny tort, z ogromną różą z okładki, ofiarowany przez moich Przyjaciół z Fundacji "Mimo Wszystko" Ani Dymnej, czekał.
Płyta ma patronat Piwnicy pod Baranami, z czego cieszę się bardzo, więc miał to być taki wieczór dobrych wspomnień. Leszek jest kopalnią anegdot i wszystko pamięta! Tort podarowałam podopiecznym pewnego domu pomocy społecznej w Krakowie, dokładnie 11-go kwietnia w południe. To było niespodziewane, niesamowite spotkanie. Umówiliśmy się na koncert Galicji w ich ośrodku. Życie jest naprawdę pełne niespodzianek...
- Chciałabym jeszcze abyś powiedziała parę zdań o dodatkowych piosenkach zamieszczonych na płycie, zwłaszcza że na okładce mamy numerów 20, a utworów jest 21...
- Ta 21-sza, "ukryta" piosenka pochodzi z mojego archiwum, nie jest związana z Galicją. Mogę zdradzić, że znalazła się w tym zestawie dzięki Tobie! A skąd się wzięła? Podczas jednego z Festiwali PAKA, który prowadziłam, debiutował Kabaret Moralnego Niepokoju z Warszawy. Paweł Goleń, jeden z muzyków Kabaretu, miał w zanadrzu kilka naprawdę niezwykłych, swoich autorskich piosenek. I tak zaczęliśmy współpracować. Próby odbywały się w Warszawie, daliśmy parę koncertów w całej Polsce... Z jedną z tych piosenek znaleĽliśmy się z Pawłem w koncercie Premier Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Publiczność dłuuugo klaskała domagając się bisu, ale bisować nie można było (śmiech).
- A pozostałe bonusy? "Bezszelestnie", które szeleścisz razem z publicznością na koncertach to preludium do nowej płyty Galicji?
- To jest wersja "przyjacielska". Wymyślili ją nasi koledzy: Bartek i Wojtek. To ich wizja. Rzeczywiście wykonujemy tę piosenkę na koncertach z udziałem publiczności. Myślę, że ta nasza, akustyczna wersja, znajdzie się na kolejnej płycie.
Wśród bonusów jest jeszcze "Szczęście" - to taka piosenka, która kiedyś nie zmieściła się na płycie "Czasem" i też po latach stwierdziłam, że szkoda, żeby jej nie było. Tym bardziej, że są tacy, którzy bardzo o nią prosili (pozdrawiam Klaudię!) I "Małgorzata", z którą trudno się rozstać. Cieszę się, że piosenki z kasety i płyty możemy wykonywać w różnym miejscu i czasie. Kiedy dostajemy zaproszenie do zagrania koncertu w więzieniu, hospicjum, przedszkolu, kościele, wirydarzu, muzeum, różnych salach koncertowych, nie musimy wymyślać czegoś specjalnego. Mamy z czego wybierać, a piosenki się bronią. Tym bardziej, że Galicja niejedno ma imię: od duetu, do składu z kwartetem smyczkowym, czy orkiestrą symfoniczną. świat się niby zmienia, a ja mogę spokojnie, z czystym sercem śpiewać to, co śpiewałam dawno temu i jest to prawdziwe. To jest chyba siła poezji. To oznacza, że ktoś kiedyś pisząc tekst i muzykę nie udawał. Jak to zwykle bywa, powstają nowe piosenki, a ludzie ciągle proszą o te stare. Cieszę się, że tak jest.
Na koniec dodam marketingowo, że płytę "Oczekiwanie" wydałam sama, jako agencja jednoosobowa (podobnie jak prawie wszystkie płyty Galicji). Zrobiłam to rzeczywiście dla paru osób. W tym dla mojej Mamy, po to, żeby te nagrania nie przepadły, bo kaseta magnetofonowa jako nośnik jest już nieaktualna. Nie przejmuję się też tym, a wręcz uznałam za walor fakt, że płyta jest do nabycia tylko w jednym miejscu, w naszej zaprzyjaĽnionej księgarni Kurant, przy Rynku w Krakowie, która istnieje też dokładnie 18 lat. Marylka (właścicielka), pamięta jak przyszłam do niej z tą kasetą...
Na szczęście księgarnia ta prowadzi też sprzedaż wysyłkową. Jeśli ktoś zechce, płytę na pewno znajdzie. Szczegóły na mojej stronie internetowej www.lidiajazgar.pl.
Muszę jeszcze wspomnieć z wdzięcznością o patronatach "Strefy Piosenki" i audycji "Gitarą i piórem". To właśnie dzięki Januszowi Deblessemowi, Galicja trafiła z kasetowym "Oczekiwaniem" do radiowej Krainy Łagodności. Było to w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku (!). Dziękujemy.
- I ja dziękuję za rozmowę.